Wschód słońca musiał być piękny tego dnia. Obudziłem się około 7 rano i chwilę później byłem przed schroniskiem oglądając piękny i niesamowicie słoneczny poranek. Trochę później zjadłem śniadanie i po godzinie ósmej zamówiłem sobie gorącą czekoladę. Pierwsi turyści dotarli do schroniska przed godziną 9-tą. Chwilę później zabrałem plecak, pożegnałem się z pracownikami schroniska i ruszyłem w dół, w kierunku Kuźnic.
Nie powiem, fajnie było mijać co nie co zazipanych turystów maszerując dziarsko w dół z rękoma w kieszeniach. Cały czas próbowałem dodzwonić się do swojej Rodzicielki (wszakże 26 maja to Dzień Matki), co udało mi się dopiero na ul. Kościuszki, nieopodal dworca PKS.
Jako że było to jeszcze poza sezonem, bezpośrednie połączenie kolejowe Zakopane - Warszawa było tylko jedne, a pociąg ten odjeżdżał z Zakopanego zbyt późno jak dla mnie, znalazłem sobie busik do Krakowa skąd liczyłem na wcześniejszy pociąg do Warszawy. Niestety na dworzec w Krakowie dotarłem mniej więcej 10 minut po odjeździe właściwego mi pociągu, więc - nie chcąc płacić 100 zł na express (i mimo to czekać około 3 godzin)- kupiłem sobie bilet na "zwykły" pośpieszny i przeczekałem 4 godziny w Krakowie. Na moje nieszczęście pośpieszny do Warszawy jechał przez Radom, więc na stacji Warszawa Służewiec (jedyny plus tego połączenia) wysiadłem po godzinie dziewiątej wieczorem. Około 22-ej byłem już w domu.